Forum Złoty Legion Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Skynet 2010(fanfik)-niedokończone

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Złoty Legion Strona Główna -> Biblioteka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kaszmir
Gość






PostWysłany: Czw 19:41, 28 Wrz 2006    Temat postu: Skynet 2010(fanfik)-niedokończone

Skynet 2010-Nightmare of the future




Rozdział I: Życie na obczyźnie


Pooh stanął na sporej wielkości placu, pośrud dość sporego tłumu ludzi zmierzających w kierunku głównego gmachu. W prawej ręce trzymał ulotkę z wydrukowanym ogłoszeniem:
" Szukasz dobrze płatnej pracy? Jesteś obcokrajowcem i nikt niechce Cię zatrudnić? Zgłoś się do Skynet jeśli tylko jesteś pracowity i chętny do współpracy. Oferujemy dogodne miejsca pracy, miejsca zamieszkania a także dobrze płatne zajęcie. Wykształcenie niewymagane. Ilość miejsc nieograniczona. Data i godzina naboru: 11 września 2010 godzina 10:00"
Od kiedy przybył do Stanów 2 lata temu w poszukiwaniu pracy miał nikłe nadzieje na jakąkolwiek pracę stałą. Ciągle dorabiał dorywczo i uczył się w szkole dla obcokrajowców. Mieszkał na poddaszu starego i obszarpanego budynku w Richmond przy ulicy Nashville 34/26. Wiele razy myślał o Polsce, o swym rodzinnym kraju, o rodzinie i przyjaciołach których tam pozostawił. Część jego znajomych wyjechała do Stanów przed nim, jednak po wielu próbach i staraniach, nieodnalazł ich.
Nagle jego rozmyślania przerwał metaliczny głos tuż obok niego:
-Jest 11 września 2010 godzina 9:53 Richmond w stanie Virginia, U.S.A Budynek korporacji Skynet. W czym mogę panu pomóc?-rzekł pytająco mały robocik.
-Spadaj puszko-odżekł po polsku wystraszony.
-Niezrozumiałem polecenia, określ język i powtórz polecenie-powiedział "mechanicznie" robocik.
-Dziękuję, ale niczego mi nie potrzeba-powiedział w zrozumiałym jęzuku dla robota.
Pare osób spojżało na niego z zaciekawieniem. Opuścił głowę. Nie lubił tego, czuł się jagby go obwiniano o coś czego nie zrobił. Nie lubieli tutaj polaków, a tym bardziej jego. Był w miarę masywnej budowy, co świadczyło, że jeżeli chodzi o ciężką pracę fizyczną to jest w stanie się tego podjąć i niezrezygnować nawet gdyby go gnębiono. Chodził ubrany na swój ulubiony wojskowy styl. Stare buty wojskowe, przetarte gdzieniegdzie spodnie i bluza moro. Jedno nie pasowało do tego "wojskowego" wyglądu. Mianowicie długie (do połowy pleców) włosy, częściowo skryte pod czarną czapką z daszkiem. Wyróżniał się w tym tłumie czekającym przed drzwiami w 100%. Gdyby był tu sam na sam z tym robocikiem, inaczej skończyła by się ta rozmowa. Nielubił robotów, wręcz ich nienawidzł. Roboty zastępowały ludzi potrzebujących pracy, jak chleba na codzień. Wyleciał już dwa razy z pracy przez roboty, bo jak się okazało były wydajniejsze i tańsze w eksploatacji i utrzymaniu. Nagle wpadł mu do głowy dosyć ciekawy pomysł związany z tą "metalową puszką". Podszedł do niej, przyklęknął i powiedział:
-Ustaw język polski-po czym patrzał na maszynę w oczekiwaniu na jej reakcję.
-Wykonano-odżekła w jego ojczystym języku.
-A teraz malutka-szepnął z uśmieszkiem-zaprowadź mnie do wejścia dla personelu.
-Proszę podążać za mną.
Pooh udawszy się w wskazane miejsce z drugiej strony budynku, wszedł przez nikogo nie sprawdzany, i odrazu udał się do biura kadr które znajdowało się na parterze. Punktualnie o 10 stał już pod drzwiami, gdy usłyszał wbiegający do budynku tłum. Uśmiechnął się delikatnie sam do siebie. Może i jest polakiem, ale na pewno sprytniejszym niż przeciętny amerykanin. Po wypełnieniu krótkiego formularza zgłoszeniowego, otrzymaniu karty tymczasowego dostępu i kartki z informacją o szkoleniach, postanowił udać się do domu. Przystanek autobusowy miał tuż pod firmą, a autobus zatrzymywał się tuż pod jego domem. Piękniejszego dojazdu nie mógł sobie wyobrazić. Po wejściu i zapłaceniu za przejazd, usiadł wygodnie i czekał, aż autobus zatrzyma się na ul. Nashville.
Po dojechaniu do domu i dokonaniu drobnych zakupów w sklepie naprzeciwko jego budynku, wspiął się na ostatnie 5 piętro budynku i wszedł do swojego mieszkania. Było ono skromnie wyposażone, ale panował tam ład i porządek. Zakupy zaniósł odrazu do małego pomieszczenia o wielkości 3m na 3 m, które nazywał kuchnią, miał tam 2 małe szafki, zlew stolik i małą lodówkę. Po rozłożeniu zakupów wszedł do pokoiku któr był nieco większy od kuchni (5m X 8m), a który "umeblowany" był w 2 szafki z ubraniami i 1 bieliźniarkę, 2 stoliki (1 z komputerem z pełnym osprzętowaniem i podłączeniem do internetu, a drugi do posiłków) 2 fotele i krzesło i kanapę do spania. Zauważyć też można było 3 plakaty wydrukowane z jego pece-ta. Były to zdjęcia trójki jego przyjaciół.Egona i Ruiko, którzy mieli się pobrać tuż po planowanym przyjeździe do Stanów. I jego miłości z czasów młodzieńczych-Lilith. Cała trójka razem miała wyjechać do stanów mniej więcej 2 lata temu. Wtedy to zaginął o nich wszelki słuch. Część ich znajomych mówiła, że już wyjechali z kraju, inni z kolei mówili, iż ta trójka nadal jest u siebie. Martwił się o nich, chciał nawiązać z nimi jakiś kontakt, ale niewiedział w jaki sposób. Musnął delikatnie ustami dwa palce, po czym przytknął je do policzka Lilith. Dlaczego tak robił codziennie od paru miesięcy? Sam nie wiedział. Po prostu pewnego dnia tak zrobił i stało się to jego "rutyną".
Wcisnął przycisk power na obudowie komputer. Maszyna pocichutku i pomalutku zaczęła charakterystycznie rzęźić. Ten sprzęcik miał grubo ponad 5 lat, ale działał i to w miarę sprawnie. Jego oczom ukazał się ekran logowania Windowsa 2003. Stary system, jak na te czasy, ale nic nowszego by mu nie ruszyło. I tak był zadowolony. Można powiedzież, iż nawet na swój sposób pokochał go. Jego radość przerwało ciche zastukanie w drzwi i powolne ich otwieranie. Pooh przechylił głowę do tyłu. To była Rei, 19-nastoletnia właścicielka budynku która odziedziczyła go w spadku po swoim dziadku. Rei była w połowie amerykanką i w połowie Japonką, zachowując najpiękniejsze atuty, czyli piękną białą cerę, charakterystyczne skośne oczy i podobny do japońskiego styl mówienia. Podbiegła do niego szybko i ucałowała go w czoło. Rei traktowała go jak chłopaka, a Pooh traktował ją jak młodszą siostrę. Poznali się wtedy gdy przyjechał do Stanów. Zaoferowała mu to poddasze w zamian za pomoc w utrzymaniu budynku. Przez ten czas pomógł jej wyremontować cały budynek od piwnicy aż po sam dach. Dziewczyna naprawdę nie nazywała się Rei. Jej prawdziwe imię to Samanta, ale Pooh zaczął ją tak nazywać ze względu na jej fryzurę-niebieskie krótko ostrzyżone włosy. Kojażyło mu się to z czymś, lecz nie pamiętał dokładnie z czym. Kojażył tylko to imię i charakterystyczną fryzurę. Spojżał na kartkę którą otrzymał w Skynet. Pracę miał rozpocząć za 2 dni. Wynagrodzenie miało wynosić około 1000 $ tygodniowo. Nigdy by się niespodziewał, że podłapie, aż taką fuchę. Tym bardziej jako cudzoziemiec.
-Znów będziesz późno wracać-wyszeptała cicho.
-Nie aż tak póżno-odżekł z ulgą-praca w godzinach 10-18, to nie co te 16 h w dokach.
-Napewno?-zapytała z nadzieją
-Obiecuję wracać najpóźniej o 19 z zakupami jeśli będą potrzebne-po czym się uśmiechnął i zapytał jeszcze-Zrobisz dzisiaj kolację i dla mnie.
-A co byś chciał?
-Bigos, żurek i kiełbase śląską ze smażoną z cebulką.
Rei spojżała na niego z szeroko otwartymi oczyma jakby usłyszała magiczne zaklęcie. Znała trochę polski, ponieważ Pooh nauczył jej podstaw, ale nie zrozumiała tego co powiedział. Spojżał na nią po czym w wyszukiwarce internetowej wpisał "bigos" i "żurek", po czym wstał i powiedział
-Poczytaj, a wtakim razie ja dzisiaj Ci przygotuję "polską" kolację? Co ty na to?
-Z dziką rozkoszą-krzykneła radośnie.







Rozdział II: Przygotowania do pierwszego
dnia w nowej pracy


Następnego dnia Pooh obudził się w kiepskim nastroju. Już po otwarciu oczu i słabym samopoczuciu stwierdził, że najlepiej by było gdyby ten dzień już minął. Odwrucił głowę w lewą stronę i spojżał na zegarek. Była 7:06.
-Znów ta bezsenność zaczyna mnie męczyć-jęknął od niechcenia do siebie. Wstał z łóżka po czym odchylił zasłony w oknach. Światło wschodącego słońca oślepiło go na dłuższą chwilę.
Odczytanie porannej poczty, dosyć długi i zimny prysznic zajęły mu prawie godzinę czasu. Gdy przygotowywał sobie śniadanie głos z komputera oznajmił go, iż przyszła do nieo poczta. Pospiesznie ją przeczytał, przeżuwając kanapkę z żółtym serem. Widaomość pochodziła z biura Skynet-u, a była to wiadomość z rozdładem jego obowiązków na najbliższy tydzień, poczynając od pierwszego dnia pracy.Cały tydzień opiewał w nauce języka polskiego, a także obyczajów i kultury tego kraju.
Łatwizna- powiedział po cichu do siebie. Ubrał się i wolnym krokiem zaczął schodzić na parter. Postanowił, że przejedzie się dzisiaj do Skynetu, aby dowiedzieć się nieco więcej o warunkach na jakich i w jakich ma pracować. Po dotarciu na miejsce zgłosił się do biura kadr z informacją gdzie ma się zgłosić. Kobieta siedząca za ladą podała mu kartkę z informacją, iż ma się zgłosić na 4 piętro do pokoju 315. Pooh tuż po wyjściu z pokoju spojżał na windy przed którymi stało około 13 osób. Postanowił pójść schodami-od tak dla zdrowia. Gdy zjawił się przed drzwiami pokoju spojżał jeszcze raz kontrolnie na kartkę. Nagle z sąsiedniego pokoju usłyszał długie i przeciągłe, wywyrzeszczenie w najczystszej możliwej polszczyźnie krótkie zdanie - O, Kurde!!!
Ciekawość Pooh'a dała o sobie znać. Zajżał do pokoju, i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Dopiero po paru sekundach oprzytomniał po to, aby na cały korytarz rozniósł się jego krzyk:
- EGON!? Co Ty tu robisz!?-zapytał z wybałuszonymi oczyma.
Facet do którego mówił był mu bardzo dobrze znany. Miał długie spięte włosy, nieogoloną twarz i okulary na nosie. Egon jak rażony międzygalaktycznym piorunem z wolna obrucił się na krześle.
- POOH!? A co Ty tutaj do cholery robisz? Przecież Ty w polsce ponoć miałeś zostać, bo Cię nieciągneło. A tak wogule to przywitałbyś się-i wyciągnął rękę w jego stronę. Pooh uścisnął rękę swojego "przszywanego" brata bardzo mocno i bardzo seredcznie.
- Ja tu pracuję... to znaczy będę pracował, za tydzień zaczynam-jęknął zmieszany Pooh po tym jak kątem oka zerknął na plakietkę Egona. Marcin Grechowiak-kierownik ds. robotyki i i inżynieri technologiczno-informatycznej
- No to miło mi, ja tu pracuję od dwóch lat przeszło.... Wiesz co poczekaj zadzwonię do Marty i powiem jej o Tobie-skończył mówić po czym odwrócił się po telefon.
- Marta? Aha, chodzi Ci o Ruiko.. I jak tam wam sie powodzi?-zapytał z coraz większym zmieszaniem.
- Jesteśmy małżeństwem... no i mamy syna-powiedział podając mu zdjęcie-poczekaj już łączy mnie.
Pooh spojżał na zdjęcie, które jak oznajmiała data z lewego dolnego rogu, zrobione było około półtora roku temu. Była na nim Ruiko tuląca do piersi paromiesięcznego chłopczyka. Zdjęcie było zrobione przy piaskownicy, a w tle była całkiem porządnych rozmiarów willa, jak sądził-dom Egona.
- Ruiko?-spytał przez słuchawkę Egon- zgadnij kogo spotkałem właśnie...
Pooh poczuł, że nie pasuje do "świata Egona". Egon miał bardzo dobrą pracę, przepiękny dom i piękną żonę i dziecko.
- Pooh-powiedział jego brat tuż po odłożeniu słuchawki-Ruiko zaprasza Ciebie do nas dzisiaj na obiad. Powiedziała, że niechce słyszeć żadnego sprzeciwu, zrozumiano?
- Ok zgoda, zgoda. Znam ją dobrze i wiem, że mogła by się wściec gdybym odmówił-oddał Egonowi zdjęcie, wziął głęboki oddech po czym zapytał-A kiedy bym miał przyjechać do Ciebie? No i gdzie?-dodał po chwili namysłu.
- Pojedziemy teraz, ja nie mam normowanego czasu pracy. Masz samochód?-spojżał na Pooha pytającym wzrokiem.
- Nie. Niestety nie...-odpowiedział ze wstydem.
- Ok, ja mam swój więc jedziemy-odżekł zwijając z oparcia swoją skurzaną kurtkę. Gdy zjechali windą na parking, oczom Pooh'a ukazał się widok jak z najdroższego salonu samochodowego. Same samochody z najwyższych półek, jeden obok drugiego. Egon podszedł do srebrnego dużego Chrystlera. Pooh usiadł nic nie mówiąc na siedzeniu pasażera. Ruszyli.
- Egon...- zaczął po cichu Pooh- a co z.... no wiesz z kim?-zaczął jąkać się cichym i przestraszonym głosem
- Z Lilith?-zapytał głosem który nagle zmienił się z przyjacielskiego na "pseudożałobny".
Nie wie jeszcze o Tobie, ale mieszka razem z nami. Zajmuje się naszym dzieckiem od czasu do czasu i pomaga nam na codzień. Daliśmy jej też jedno pomieszczenie piwniczne i zrobiła sobie tam jakieś labolatorium, przesiaduje tam czasem całymi dniami-Egon zjechał na pobocze i zatrzymał samochód- Ty ją nadal po tylu latach kochasz?-zapytał z niedowierzaniem.
- Tak... Nie zapomniałem o niej nigdy-odżekł z mieszanymi uczuciami Pooh drapiąc się delikatnie po głowie.
-Słuchaj... może przełożymy to spotkanie?-zapytał się Egon odwracając głowę w jego stronę i kładąc ręce na kierownicy.
-Nie, spoko przeszło mi to już pare lat temu, nie pamiętasz? Traktujemy się jak dobrzy przyjaciele... przynajmniej traktowaliśmy jakieś trzy lata temu, nie wiem jak jest co prawda teraz-odpowiedział z lekkim uśmiechem.
-Ok, jak sobie życzysz-odżekł Egon po czym odpalił samochód i ruszyli w dalszą drogę.
Gdy dojechali, automatyczna brama zaczęła się bezszelestnie odsuwać. Podjaz pod dom, zajął im około dwóch minut. Pooh poczuł się przygnieciony wielkością i pięknem tego miejsca. Potężna willa ze zdjęcia, sporej wielkości lasek i ogródek wokół domu. Przed domem mały plac zabaw, w którym bawiła się Marta z ich dzieckiem. Wysiedli z samochodu. Ruiko od razu podbiegła i przytuliła męża całując go. Pooh wolnym krokiem podszedł do ich dziecka. Przykucnął, spojżał mu w oczy i uśmiechnął się. Dziecko spojżało na niego wielkimi ze zdziwienia oczyma i zapytało
-Tata?-oczy dziecka i tonacja głosu wyrażała nadzieję.
-Nie... jestem co najwyżej Twoim wujkiem i...-nie zdążył dokończyć bo poczuł jak z rozpędu coś wpada na jego plecy. Utżymał równowagę tak, aby nie wpaść na dziecko. Odwrócił delikatnie głowę do tyłu. Tu Ruiko go przytulała szepcząc
-Witaj Pooh, dawno się niewidzieliśmy-przytuliła go jeszcze mocniej.
-Spokojnie-ledwo wykrztusił-jeszcze mnie zadusisz z tej radości.
Egon wziął synka na ręce i cała czwórka weszła do domu. Wystrój domu nie zdziwił Pooh'a. Komputery, dużo technologi, elektroniki i kabli. Wszędzie gdzie było to tylko możliwe. Gdy weszli do pokoju, zdębiał. Pokój był naprawdę sporych rozmirów. Jego mieszkanie z poddasza można by tutaj przynajmniej 10 razy wcisnąć a i tak zostało by jeszcze trochę miejsca. Użądzony był w stylu XVIII wiecznego dworku. Stylowe meble, duży dębowy stół na którym już stał ciepły obiad. Gruby, i duży na cały pokój perski dywan. Nie poznawał stylu Egona całkowicie. Czyżby przez te dwa lata, aż tak bardzo się zmienił? Nagle usłyszał otwieranie elektronicznych drzwi po prawej stronie. Odwrucił głowę i w tym samym momencie zbladł ze zdziwienia. Równie zdziwiona Lilith stała w drzwiach i patrzała na niego. Stali tak patrząc na siebie pare dobrych sekund. Ruiko i Egon niewiedzieli jak postąpić. Postanowili w myślach, niezależnie od siebie, iż poczekają na dalszy przebieg wydarzeń.





Rozdział III:Spotkanie po latach.


Wtuliła się w niego bardzo mocno. Tak jakby nie widziała go więcej niż dwa lata. Pooh natomiast wtulił twarz w jej włosy i zamknął oczy. Pamiętał zapach jej włosów, był taki sam jak wtedy, przed ich zniknięciem. Stali tak pare minut, nieświadomi upływającego czasu. Ockneli się dopiero wtedy, gdy Ruiko "grzecznie" poprosiła ich do stołu. Pooh dawno nie widział tak suto zastawianego stołu. Siedział chwilę i rozmyślał. Nie myślał o tym: "od czego by tu zacząć?", lecz myślał o tym co powie Rei, gdy odmówi obiadu. Gdyby tutaj odmówił w tym momencie, to pewnie Marta podała by go jutro w charakterze przystawki. Już chciał sobie nałożyć trochę ziemniaków i filet z kurczaka, gdy w tym momencie poczół czyjąś rękę na ramieniu. Odwrucił głowę w prawą stronę. Ręka ta należała do kelnera, który pytał się co może mu podać. Spojżał zdziwiony na niego po czym powiedział:
- Najpierw może by pan obsłużył kobiety?-spojżał na Ruiko i Lilith.
- Jak pan sobie życzy-odrzekł kelner.
Pooh poczół się całkowicie zażenowany. Chciał jak najszybciej uciec z tego "świata".
Lecz wiedział, iż nie będzie to możliwe wcześniej niż po obiedzie i rozmowach typu:
-"No i opowiadaj co tam u Ciebie..."-nie chciał się przyznawać, że w stosunku do nich to on mieszka w "biedzie", chociaż nie miał się czego wstydzić. Po szybkim zjedzeniu obiadu, spytał się "pani domu" czy może opuścić pokój celecm przewietrzenia się poniewarz jest tu trochę za duszno jak dla niego. Wyszedł bardzo szybko. Gdy był już na dworze, stwierdził, że teraz jest najlepszy moment na ucieczkę. Ale co sobie pomyślą o nm przyjaciele. Dylemat całkiem pożądnych rozmiarów zakotłował mu się w głowie. Rozpuścił włosy i przykucnął. To mu zawsze pozwalało zebrać myśli. Nagle zawiał silny wiatr, który niósł ze sobą szeptane słowa:

PATER NOSTER, QUI ES IN CAELIS,
SANCTIFICETUR NOMEN TUUM.

ADVENIAT REGNUM TUUM.

FIAT VOLUNTAS TUA,
SICUT IN CAELO ET IN TERRA.

ET DIMITTE NOBIS DEBITA NOSTRA,
SICUT ET NOS
DIMITTIMUS DEBITORBIUS NOSTRIS

Rei? Co Ty tu robisz?-spytał odwracając się. Miała zaczerwienione oczy. Domyślił się co miało miejsce. Płakała.
-Co się sta..-nie dokończył gdyż objeła go rękoma i wtuliła się w niego.
-Nie odzywałeś się-wyszeptała łkając przez łzy-znalazłam Cię dzięki zegarkowi (zegarku?). Pooh rzucił kontrolne spojżenie na prawą rękę. Na jego zegarku migała czerwona lampka, znak, że ma się odezwać. Zegarek zawierał też lokaliaztor. Dostał go po tym jak na przedmieściach pare miesięcy temu został napadnięty przez neonazistów. Skopali go tak mocno, iż leżał w miejscu gdzie go skatowali przez dwa dni. Nikt mu niepomógł. Napadli go za jedno. Małą polską flagę naszytą na kostce. Wtedy Rei go znalazła razem z policją i zabrała do szpitala.
Egon wyszedł za bratem i spostrzegł zaistniałą sytuację.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Złoty Legion Strona Główna -> Biblioteka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1